Góralska pasterka

Na tę mszę wybierają się nawet niewierzący. Pasterka w kościółku na Wiktorówkach w Tatrach przyciąga od lat miejscowych i turystów. Jedni przychodzą, bo tak każe tradycja. Inni, by posmakować w góralskim folklorze. Nie da się zapomnieć nocy z 24 na 25 grudnia, gdzieś w Tatrach, i dźwięku góralskich skrzypiec nucących: Oj, maluśki, maluśki...

Dla tej jednej chwili warto oderwać się od wigilijnego stołu, by idąc dróżką wśród ośnieżonych drzew dotrzeć na północno-wschodni skraj Rusinowej Polany, zwany lasem na Wiktorówkach.

W wigilijną noc drogą na Łysą Polanę nie można jechać szybko. Sznur samochodów z całego Podhala podąża na Wierch Poroniec. Dalej pielgrzymi już pieszo docierają do lasu na Wiktorówkach. Niektórzy, zaradni, mają ze sobą pochodnie, inni latarki.

Dwa lata temu pozostawione przy drodze samochody stały się okazją do rabunku. Złodzieje odkręcali koła.
- Następnego roku policja zastawiła pułapkę i był już spokój - mówi brat Hieronim, dominikanin, który od 1987 r. opiekuje się kościółkiem na Wiktorówkach.

Droga tutaj zajmuje dobrą godzinę marszu.
- Na pasterkę przychodzą nawet niewierzący - mówi Franek, przewodnik tatrzański. Od 23 lat przyprowadza turystów na Wiktorówki.
- Chcą posłuchać, jak górale grają na skrzypeckach kolędy. Na Wiktorówkach podczas pasterki gra i śpiewa kapela z Kośnych Hamrów koło Murzasichla. Mimo że większość przybyszów nie zna gwary góralskiej, głos z kilku tysięcy gardeł niesie się daleko w Tatry.

- Na pasterkę wierni zaczynają schodzić się już od dziesiątej wieczorem - opowiada brat Hieronim.
- Zwykle przychodzi od trzech do czterech tysięcy ludzi, w zależności od tego, czy świeci księżyc i jak silny jest mróz. Na tę okazję przyjeżdża dodatkowo pięciu kleryków z Krakowa, by obsłużyć wszystkich przystępujących do komunii. Przez to zainteresowanie turystów bracia spożywają skromną wigilię.
- Nie mamy czasy ucztować, bo trzeba się zająć przygotowaniami do pasterki - opowiada brat Hieronim.
- Ale zawsze zdążymy zjeść kapustę z grochem i pieczoną rybę. Zdarzało się, że na pasterkę kilkanaście osób przychodziło pijanych. Niektórzy dolewali nawet alkohol do kotła z herbatą, przygotowaną przez zakonników. - Były takie incydenty - nie kryje brat Hieronim.
- Ale ostatnio są coraz rzadsze.

Rusinowa Polana rozciąga się nad doliną rzeki Białki, między Gołym Wierchem i Gęsią Szyją, na wysokości 1180-1330 m n.p.m. Oprócz przyjętej na mapach nazwy Rusinowa Polana miejscowi używają też dwóch innych: Rusinowa Jaworzyna i Rusinka. Wszystkie one pochodzą od nazwiska dawnego sołtysa wsi Groń - Karola Rusina, któremu w połowie XVII w. król Jan Kazimierz oddał w dziedzictwo Gęsią Szyję i pobliską polanę. Kult Matki Boskiej Jaworzyńskiej narodził się wśród górali w połowie XIX w. Maria Murzańska z Gronia miała tu ujrzeć Maryję. "W roku 1860, a więc gdy miała 14 lat - relacjonuje przekaz ludowy Józef Puciłowski OP w książce "Królowa Tatr" z 1987 r. - zdarzyło się w życiu Marysi coś, co przestało być wyłącznie jej tajemnicą. Było to w ciepłej porze roku. Marysia była czymś zajęta w szałasie - a nadchodził wieczór - gdy zorientowała się, że nie ma owiec, którymi się opiekowała. Na dodatek gęsta mgła ogarnęła całą Rusinową. Przestraszona dziewczynka pobiegła szukać owiec ku lasowi na zboczu Wiktorówek. Biegła żywo, z różańcem w ręku, i wołała: "Matko Boża, gdzie moje owieczki"..." I wówczas miała zobaczyć na jednym z drzew blask wielkiej jasności, a w niej - "piękną Panią".

Upłynęło kilkadziesiąt lat, zanim górale w miejscu wskazanym przez Marysię wznieśli kaplicę. Pod koniec XIX w. nieznany fundator postawił tam kapliczkę z figurą Matki Bożej Królowej Tatr. Figura ta do dzisiaj znajduje się w ołtarzu obecnego kościółka na Wiktorówkach. W 1902 r. zbudowano małą kaplicę, wzorując się na szałasach pasterskich. Kaplica została rozbudowana do dzisiejszych rozmiarów jeszcze przed drugą wojną światową. Znawcy architektury twierdzą, że spiczastym dachem nawiązuje do stylu Witkiewicza. W tym roku kościółek odnowiono.

Franek prowadzi na Wiktorówki kolejną grupę turystów, tym razem z Warszawy. - Tutaj, wiecie, spotkacie takich prawdziwych księży, co to nie tylko patrzą, ile na tacę dostaną - zachwalał zakonników. - Oni odprawiają msze nie tylko na Wiktorówkach, ale też w Roztoce, Pięciu Stawach i Włosienicy. Po chwili brat Hieronim zaprasza gości na herbatę.

Bartłomiej Kuraś
Gazeta Wyborcza
wyd. krakowskie z 24.12.99 str. 6

©1999-2000 Jacek Kowner